Człowiek
to bardzo dziwna istota, która tak pokrętnie myśli, że jak coś
jest blisko to na pewno jest złe i nie warte zachodu. Tyczy się to
też również nas wędkarzy. Jak mamy do wyboru jezioro położone
kilka kilometrów od domu i jezioro oddalone o kilkadziesiąt
kilometrów to często wybieramy to dalej położone. Tłumacząc
sobie to tym, że w jeziorze bliżej domu na pewno nie ma ryb, a w
tym dalszym to pływają same okazy. Podobnie było z nami. Kilka
kilometrów od Gorzowa mamy piękną żwirownię ale jakoś nigdy nie
było nam dane spróbować swoich sił nad tą wodą. W tym roku
postanowiliśmy to zmienić. Na początek oznaczyliśmy kilka
potencjalnych miejscówek, a później przez kilka dni regularnie
nęciliśmy je mieszanką kukurydzy, kulek proteinowych i pelletu. W
planach mieliśmy łowić przez cały weekend od piątku do
niedzieli. Zasiadkę rozpoczęliśmy w trzyosobowym składzie: Sebek,
Damian i oczywiście ja, za co dziękuję mojej żonie, która
dzielnie znosi moje zasiadki karpiowe poza domem. Pierwszego brania
doczekał się Sebek, który na orzecha tygrysiego złowił niedużego
karpika. Byliśmy bardzo zadowoleni z tego faktu, gdyż branie
nastąpiło bardzo szybko od wywiezienia zestawu. Co dawało nadzieję
na dobry wynik i optymistycznie nastawiło nas na dalszą część
zasiadki.Kolejne branie miał Damian i był to kleń podobnej
wielkości. Brania były bardzo często, lecz brały ryby niewielkich
rozmiarów max. do 2 kg, aż do momentu gdy na macie wylądował
pierwszy pokaźnych rozmiarów amur. Złowił go Damian na pływającą
kulkę proteinową. Następne ładne branie jest u Sebka i ku naszemu
zdziwieniu na macie zamiast karpia czy amura ląduje piękny 4 kg
leszcz. Ja swojego pierwszego brania doczekałem się dopiero nad
ranem w okolicy godziny 9. Moim przeciwnikiem był duży amur, który
też wziął na pływaka. Do końca dnia udało mi się jeszcze tylko
złowić amurka pochodzącego z tegorocznych zarybień. Nagłe
załamanie pogody, silny wiatr, burze i deszcz spowodowały, że ryby
niestety przestały żerować. Mimo to zasiadka była bardzo udana. Każdemu z nas udało się wyholować ładne ryby. I jak to mówią
„cudze chwalicie swego nie znacie”, jak się okazało blisko domu też można
ładnie połowić.
Do
zobaczenia nad wodą
Kulashaker